Kolonizacja chatki, cz. III - dołącz do kolonizatorów 2-3.12.2006
Na zdjęciu chatka w Teodorówce, przysiółek Pierogi, 25.11.2006r.
ZOBACZ FOTORELACJĘ: kolonizacja chaty cz.3 (kliknij)
Czteroosobową ekipą (Kasia Kowlaska, Agnieszka Skieterska, Mikołaj Łaniewski, Michał Skrzyniarz), tuż po zakupie chaty, ruszyliśmy w ostatni piątek w Góry Teodorowskie, czyli mało znane pasmo Beskidu Niskiego.
Cel był prosty: rozpoczęcie przygotowań do Sylwestra 2006. Do Teodorówki dotarliśmy o 3 nad ranem.
Rano Cergowa pozstanowiła nie pokazywać się nam zza chmur, ale niezrażeni tym faktem zabraliśmy się do roboty. Na pierwszy ogień poszła sławojka. Choć z zewnątrz ceglana budka prezentowała się nieźle, po bliższym rozpoznaniu okazało się, że hmm... nie jest w dobrej kondycji.
Inżynier Skrzyniarz i doktor Łaniewski postawili jednak optymistyczną diagnozę: będzie żyć! Tylko pędem musimy jechać do Krosna po leki podtrzymujące życie (w tym wypadku: folie, deski, blachy etc.)
O swej diagnozie zawiadomili nas telefonicznie, bo razem z Kasią właśnie wracałyśmy do Teodorówki od Pana Szczurka, który okazał się człowiekiem wszechmocnym i jako jedyny w okolicy miał jeszcze drewno do sprzedania i co ważniejsze, po ktrótkiej pogawędce, zgodził się dotarczyć nam 5 potrzebnych metrów buczyny.
Chwilę po powrocie do chaty Kasia Kowlaska, demon polskich dróg, ponownie odpaliła rakietę, czyli skrzyniarzowe auto, i razem z Mikołajem ruszyli do Krosna po niezbędne materiały.
W tym czasie ja i Skrzyniarz zabraliśmy się do odgruzowywania dawnego warsztatu, który ma sie stać sypialnią w stylu orientalnym, ozdobiną tureckimi dywanami i innymi elementami, które mamy nadzieję zebrać od członków SKPB. Poza klasycznym sprzątaniem musieliśmy zniszczyć kilka dziwnych konstukcji w warsztacie, by po ich usunięciu zwolnić podłogę.
Akurat gdy kończyliśmy, nadjechała rakieta wioząca Kasię i Mikołaja i juz po chwili chłopcy zabrali sie do reanimacji sławojki. Operacja wymagała niestety amputacji jednej ze ścian, bo stara do niczego się nie nadawała. Po tym zabiegu pojawił się nieoczekiwany problem...
Kibelek zaczął sie mooocno przechylać, żeby nie powiedzieć walić. Z pomocą przyszly na szczęście klasyczne podpórki i sławojka przetrwała. Mikołaj i Skrzyniu zbili nową ścianę z desek, a dla uszczelnienia obili ją folią.
My z Kasią w tym czasie karczowałyśmy krzaki, by zrobić miejsce na 5 metrów drewna, które ma przyjechać do chaty w najbliższym tygodniu. Potem oddałyśmy się czynności, którą śmiało można nazwać benedyktyńską robotą, a mianowicie opróżnianiu studni. Trzeba to zrobić, bo nasza głęboka studnia nie była używana od kilku lat i pływa w niej sporo różnych osadów.
Niestety okazało się, że to zadanie co najmniej na dwa dni i nie damy rady go skończyć tym razem. Reszta pracy pozostała więc dla następnych kolonizatorów :)
Po zmroku, gdy ekipa sławojkowa skończyła pracę, zabraliśmy się za przygotowywanie historycznego, pierwszego obiadu w chacie SKPB. Posiłek, choć historyczny, w smaku był bardzo klasyczny: makaronik, sos pomidorowy, kiełbasa i - aby ciut go urozmaicić- trochę cukinni.
Wieczorem piec skwierczał aż miło, a my zabraliśmy się do wymierzania kuchni i planowania ustawienia stołów i ław, które mają w niej stanąć. Naczelnym planistą okazał się Mikołaj, który szalał z miarką po całej chacie i przygotował końcowy projekt.
Z gotowym planem, kompletnie padnięci, tuż po godz. 21 zasnęliśmy. Rano zabraliśmy się za przenoszenie różnych ciężkich gratów, a Mikołaj zrobił jeszcze nową pokrywę do studni. Potem zaczęliśmy się zbierać, bo po południu w niedzielę musieliśmy być już w Warszawie.
W przyszłym tygodniu (2-3.12.2006) do Teodorówki ruszy kolejna ekipa kolonizatorów.
Jeśli chcesz do niej dołączyć, napisz na adres: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
spisała: Agnieszka Skieterska